Dawno nie czytałam już nic związanego z podróżami w czasie dlatego z chęcią sięgnęłam po "Poza czasem". Usiadłam sobie wygodnie w kąciku kanapy, kocyk, herbatka i te spawy, i zaczęłam ... Wszystko zapowiadało się naprawdę ciekawie. Pierwsze 100 stron połknęłam w ekspresowym tempie. Potem niestety moje pozytywne nastawienie okazało się niewystarczające by czerpać przyjemność z czytania. Odniosłam wrażenie, że autorka poszła na łatwiznę. Owszem, opisy budynków i miejsc Nowego Jorku na przestrzeni ostatnich 100lat były szczegółowe i ciekawe, ale niestety nie mogę powiedzieć tego samego o kreacji bohaterów oraz o relacjach pomiędzy nimi. W momencie spotkania głównej bohaterki i tajemniczego chłopaka z jej snów, wszystko zaczyna podążać dobrze udeptaną już ścieżką, a w efekcie - działać na niekorzyść całej opowieści. Rozumiem, że nie miała być to książka wybitna lub jakoś niesamowicie oryginalna. Rozumiem, że miała być czytadłem o miłości, która umie pokonywać wszystkie przeszkody, ale jednak można było się trochę bardziej przyłożyć i dopracować chociaż dialogi! Nie twierdzę, że książka jest zła! Ona jest po prostu napisana z myślą o osobach, które nie mają wygórowanych wymagań związanych z lekturą lub dopiero zaczynają odkrywanie tego gatunku. Komu odradzam? Po pierwsze: osobom, które lubią, gdy miłość pomiędzy bohaterami nie wybucha jak noworoczne fajerwerki przy pierwszym kontakcie z zapaloną zapałką, lecz rodzi się powoli z iskier, które powstają przy każdym spotkaniu. Po drugie: osobom, które przeczytały wiele różnych młodzieżowo-paranormalnych historii i oczekują od lektury czegoś oryginalnego. Nawet młodzieżówkę można napisać na wysokim poziomie i dostarczyć czytelnikowi (w każdym wieku) radości z przewracania kolejnych stron. Stwierdziłam , że jestem już za stara na "Poza czasem". Niestety :)