2 Obserwatorzy
20 Obserwuję
Ola0311

Ola0311

Ugly Love

Ugly Love - Colleen Hoover W twórczości C. Hoover najbardziej cenię to, że autorka nie wychodząc poza granice NA/YA potrafi stworzyć coś oryginalnego, zupełnie innego niż cała masa kiepskich, pseudo-romantycznych historyjek o młodych ludziach, za którymi, jak kula u nogi, ciągną się wszelkiego rodzaju demony przeszłości, problemy i zaburzenia. Dlatego czekałam na „Ugly Love” z niecierpliwością. Chciałam, żeby moje serce roztopiło się jak lody w upalny dzień, żeby zaciśnięte pięści błagały, by rozluźnić mięśnie choć na chwilę, żebym na kilkanaście sekund zapominała, że człowiek musi oddychać, żebym z tą książką zniknęła, odleciała ... I co? I ( cholera!) nie tym razem :( Wszystko ok – polubiłam Tate, polubiłam Milesa, polubiłam ich życie. Polubiłam! Tylko tyle! Moje serce pozostało niewzruszone – nadal bije dla „Slammed” i „Maybe Someday”. Powód jest prosty. Zbyt mało szczerych rozmów! Zbyt mało moich ukochanych dialogów, pełnych emocji, które C.Hoover zna, rozumie i umie ( jak nikt inny) wplatać w swoje historie. Zbyt mało prawdziwego odkrywania siebie, poza szybkim odkrywaniem swoich ciał przy pierwszym kontakcie fizycznym. Tym razem przez większą część książki mamy do czynienia z typową książką YA/NA z dużą dawką scen łóżkowych. A ja zbyt odważnie i zbyt pewnie postawiłam Pani Hoover poprzeczkę bardzo wysoko i miałam nadzieję na śmiech, łzy, wyrywanie włosów z głowy oraz zarwaną noc. Nie trafiały do mnie rozdziały pisane z perspektywy Miles'a. Nie podzielałam jego fascynacji Rachel, bo autorka nie dała nam nic, na podstawie czego moglibyśmy ją poznać i polubić. Nic! Ona po prostu pojawia się i natychmiast zdobywa męskie serce samym swym wyglądem, kiwnięciem głowy, zapachem. Dla mnie to za mało! Podobnie wygląda sprawa pomiędzy Miles'em i Tate. Jak można kogoś pokochać, skoro wie się o nim jedno wielkie NIC? Fascynacja, żądza, pragnienie – tak, ale MIŁOŚĆ – (cholera!) nie!nie!nie! Wiem, że książka spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem, więc pewnie tym razem po prostu nie trafiła w mój gust. Wtopiła się w tłum. Nie jest zła, może nawet kiedyś do niej wrócę, ale nie ma szans bym określiła ją jako wyjątkową. U Milesa i Tate latały ubrania, ale nie latały moje motyle :( Mimo wszystko nie będę nikomu odradzać lektury. Sami sprawdźcie, czy Wam się spodoba. Ja czekam do lutego na kolejne „dziecko” Colleen - „Confess”.

Uwaga! To może być miłość

Uwaga! To może być miłość - Mhairi McFarlane Po skończonej lekturze na usta ciśnie mi się stwierdzenie "krętą ścieżką przez ogródek":) Ileż to kłód rzuca życie pod nogi współczesnych trzydziestolatków! Ileż to upokorzeń, niedomówień, zazdrosnych spojrzeń, sztucznych uśmiechów i godzin wpatrywania się w telefon muszą znieść by odnaleźć swoje szczęście. Tym razem Pani McFarlane najwyraźniej czerpała inspirację z najlepszych klasycznych romansów gdyż poprowadziła tę historię zgodnie z regułami gatunku, serwując głównym bohaterom wyboistą drogę do pięknego punktu kulminacyjnego :) Takie obyczajówki lubię i takie zostawiam na półce, by móc je podrzucić przyjaciółce szukającej lekarstwa na chwilową chandrę. Jeśli książka mi się podoba to nie lubię doszukiwać się w niej mankamentów, a ta mi się podobała i właściwie większych zastrzeżeń nie mam. Bardzo fajny pomysł, postacie pierwszo i drugoplanowe miały odpowiednio dużo swojego czasu, by czytelnik mógł je lepiej poznać. Styl jest przyjemny, nowoczesny, lekki. Wszyscy bohaterowie to ludzie, których możemy sobie wyobrazić. Anna natomiast to kobieta z krwi i kości, z mnóstwem zalet, wad, małych demonów, które prześladują ją każdego dnia i z nadzieją, że wszystko kiedyś się poukłada. To nie jest książka napisana by spełnić swoja chwilową zachciankę i pokazać, że każdy potrafi wydać powieść. To nie jest historia w stylu On, Ona, Niewyjaśnione Przyciąganie Od Pierwszego Spotkania i Łóżko. To nie jest płaska opowiastka lecz dobrze zaplanowana, przemyślana i wesoło poprowadzona historia, której ( po przebrnięciu pierwszych stu "testowych" stron ) nie chciałam już wcale odkładać. Polecam zwłaszcza jeśli podobało Wam się "Nie mów nic, kocham Cię". Ta jest jeszcze lepsza!

Obsidian

Obsidian - Jennifer L. Armentrout Niestety, niestety, niestety... Niestety Daemon Black i Katy Swartz nie podbili mojego serca. Niestety spodziewałam się starszych bohaterów. Niestety wszystko już było. Niestety główna bohaterka tylko na początku wykazuje odrobinę niezależności, potem jej rozterki nie wychodzą poza „ On mnie nie lubi. Ja też go nie lubię. To dupek. Czasami wydaje mi się, że tylko ja dostrzegam jego prawdziwe wnętrze. Co za ciało! Co za twarz! To dupek. On mnie nienawidzi. Nie nienawidzi mnie? Wydaje mi się jednak, że mnie nie lubi. Ja też go oczywiście nie lubię. Ach te jego oczy! To dupek.” Niestety główny bohater z racji swojego wieku, nie sprawił, że podczas lektury uśmiechałam się sama do siebie. Niestety nawet słowne przepychanki głównej pary nie były w stanie uratować całości przed banałem i schematycznością. Niestety akcja to głównie typowe problemy High School. Niestety jest to paranormal jakich wiele! Niestety dla mnie jednym słowem - „suchar”. Nie wiem, skąd tak wysokie noty. Niestety, niestety, niestety... Jeśli będzie Wam się nudziło na plaży i znajdziecie w bibliotece to „cudo” to możecie sami sprawdzić, czy Was wciągnie czy nie, lecz nie polecam nikomu wycieczki do księgarni i wydania pieniędzy na własny egzemplarz.

Dar Julii

Dar Julii - Tahereh Mafi Dawno, dawno temu... w moje ręce wpadł „Dotyk Julii”. Przyznam się uczciwie, że książka mnie nie powaliła, nie zaskoczyła, nie rozkochała w sobie na tyle, by stanąć na mojej półce i zostać na niej na zawsze. Musiałam sprawdzić nawet ile gwiazdek dałam jej po lekturze. Pamiętam, że … nie była zła :) Podobał mi się język, krótkie zdania, idealnie opisane emocje. Mimo wszystko był/jest to kolejny „twór”, w którym młode dziewczę ma pokonać ustrój, zburzyć mury, rozerwać kajdany i poprowadzić świat ku lepszej, jasnej przyszłości! A tego już za bardzo nie lubię. Może jestem za stara, może przejadły mi się te udręczone społeczeństwa, a może po prostu nigdy nie byłam fanką spidermanów, ironmanów, batmanów itp. Oki, doki - chodzi mi o to, że nie sądziłam, że sięgnę po dalsze części. Korzystna promocja wydawnictwa sprawiła jednak, że niedawno „Sekret Julii” i „Dar Julii” przybył do mnie :) I od pierwszych stron przepadłam. Naprawdę wciągnęła mnie ta historia! Oczywiście wkurzały mnie trochę te spiskowe teorie, akcje w których wszyscy cudem ratują się z opresji, te setki kul świszczących tuż obok uszu głównych bohaterów i to ogromne zaufanie, jakim dorośli darzą nastolatkę walczącą o lepsze jutro. Na to przymknęłam jednak oko ( przy okazji oczu – te na okładkach są cudowne). Do tej historii, obok ciekawego stylu i języka, jak magnes przyciąga... Warner. Udało mu się!Uwiódł mnie na jakieś trzy wieczory i sprawił, że zapomniałam ile mam lat ;-) Przemiana bohaterów wyszła autorce znakomicie! Nie jest to moim zdaniem arcydzieło, ma wiele niedociągnięć, wiele istotnych sytuacji zostało opisanych pobieżnie, przez co wyglądają one nieco komicznie. Dla mnie jednak ogromnym plusem było to, że samej walki i konfrontacji z wielkim wrogiem było niewiele, a te fragmenty czytało się płynnie i szybko. Potem na scenę wracał Warner i znowu było ok :) Polecam dla totalnego relaksu, bez wielkich wymagań i nacisków. Bardzo dobra młodzieżowa antyutopia/dystopia. I chyba chcę ją jednak mieć na półce.

Pułapka uczuć

Pułapka uczuć - Colleen Hoover Jeśli naprawdę lubisz czytać to na pewno masz czasami taki moment, taki dzień, gdy siadasz sobie wygodnie i zaczynasz jakąś książkę, i nagle coś się zmienia. Coś zaczyna iskrzyć. Zdajesz sobie sprawę, że to jedna z tych historii, o których nie zapomnisz, jedna z tych, które w jakiś sposób ukształtują twój gust czytelniczy i staną się czymś więcej niż tylko kolejną poznaną opowieścią. Czasami jest to jakaś perełka znana jako klasyka literatury, a czasami zwykła z pozoru opowiastka, jakich wiele już rynek wydawniczy widział i pewnie wiele jeszcze zobaczy. Jak to się dzieje, że nagle zakochujesz się w jakiejś historii? A kto to wie? Miłości nie da się przewidzieć, zaplanować i w pełni zrozumieć. Tak było ze mną i „Slammed”. To była miłość od pierwszego wejrzenia i jednocześnie głęboka przyjaźń. I nagle stało się... Po roku przerwy wzięłam do ręki polskie wydanie mojego faworyta wśród obyczajowych powieści YA. Obracałam go w rękach ( tak na marginesie okładka i wydanie nie zachwyca, a cena okładkowa jest niestety wysoka), i bałam się zacząć gdyż uważałam, że tłumaczenie tej książki jest sporym wyzwaniem. Emocje przekazywane za pomocą poezji, cytatów piosenek oraz słownych dwuznaczności łatwo można spłycić i pozbawić uroku poprzez złe dobranie słów. Odetchnęłam z ulgą gdy okazało się, że polski przekład naprawdę zachował przekaz na tyle, na ile było to możliwe. Oczywiście jak najbardziej zachęcam do przeczytania oryginału, ale myślę, że „Pułapkę uczuć” mogę śmiało postawić na półce obok przewertowanego już wielokrotnie „Slammed” i polubić równie mocno. „Pułapka uczuć” to historia dwóch rodzin opowiedziana z perspektywy 18-letniej Layken. Każda z osób „zamieszanych” w tę historię z jakiegoś powodu potrzebuje kogoś, kto pozwoli jej się odnaleźć w nieznanej dotąd rzeczywistości i przywróci jej wiarę w świat. Życie jednak lubi zaskakiwać i nie ma czegoś takiego jak limit złych lub dobrych wiadomości. Niespodzianek ( tych mniejszych i większych) w książce nie brakuje. Oczywiście wiele rzeczy jest bardzo przewidywalnych, lecz nie pozwólcie by to przysłoniło wam radość z lektury. Ta książka jest taka zwyczajna, a jednocześnie tak wyjątkowa. Daje czytelnikowi uśmiech, łzy, złość i radość. Wspaniale ukazane są uczucia przyjaźni. Tej pierwszej, dziecięcej, tej kolejnej – młodzieńczej, ważnej u progu dorosłości, jak i tej chyba najpiękniejszej między dzieckiem i rodzicem. Uprzedzam, zwłaszcza tych, którzy przeczytali już sporo książek tego gatunku: ta historia nie jest niesamowicie oryginalna, jest za to przedstawiona w oryginalny sposób. Dajcie szansę Lake, Willowi i ich cudownym młodszym braciom, dajcie szansę Julii – cudownej rozsądnej matce, dajcie szansę Eddie i Gavinowi, bo oni też zasługują na uwagę. Dajcie szansę The Avett Brothetrs i przede wszystkim wczytajcie się spokojnie w poezję, której moc jest w stanie zburzyć każdy mur ( tu muszę tylko wspomnieć, że choć kocham wszystkie wiersze w tej książce to szczególnym sentymentem darzę ten wygłoszony przez Layken podczas lekcji ;-) Czekam na kolejny tom i bardzo dziękuję wydawcy za to, że dał polskim czytelnikom szansę na poznanie twórczości Colleen Hoover.

Do wszystkich chłopców, których kochałam

Do wszystkich chłopców, których kochałam - Jenny Han Bardzo przyjemna i lekka historia. Zdecydowanie nie jestem jednak czytelnikiem z docelowej grupy wiekowej. Właśnie dlatego podczas lektury nie mogłam się pozbyć myśli, że gdyby bohaterka była trochę starsza, gdyby autorka nie bała się puścić wodzy fantazji, gdyby wpuściła na scenę więcej facetów, gdyby namieszała na maxa... :) Potencjał nie został wykorzystany. Pomysł byś świetny i książka jest naprawdę dobra lecz zdecydowanie skierowana do młodszego czytelnika. Nastolatkom polecam bez żadnego "ale". Starszym czytelnikom uświadamiam, że w tej książce główna bohaterka nie ma ambicji zgrywania starszej niż jest, nie musi ratować świata i umie po prostu cieszyć się końcówką dzieciństwa/początkiem dorosłości. Jeśli to Wam pasuje to życzę przyjemnej lektury.

Nie ma tego złego

Nie ma tego złego - Kristan Higgins Dwa miesiące temu czytałam tę książkę po angielsku. Gdy teraz wpadła w moje łapki wersja w ojczystym języku, po prostu usiadłam na kanapie i przeżyłam tę historię jeszcze raz. Nie przeszkadzało mi ani trochę, że wiem jak to się potoczy. Miałam ochotę na lekką, dobrą ( z akcentem na dobrą) książkę i z pomocą K. Higgins spełniłam swoją zachciankę. Jeśli macie ochotę na sympatyczną obyczajówkę to możecie śmiało zainwestować w ten tytuł. Sprawdzi się zarówno na plaży jak i w pochmurne popołudnie w domowym zaciszu. Jest zabawnie, jest romantycznie, nie wszystko jest oczywiste, a bohaterowie nie są czarno-biali. Zarówno Ona jak i On mają cięty język więc podczas konfrontacji (zwłaszcza na początku) iskrzy, a to uwielbiam :) Książka jest bardzo dobrze przetłumaczona, śmiałam się dokładnie w tych samych momentach co podczas lektury oryginału, jest ładnie wydana i z pewnością polecę ją mamie i przyjaciółce.

Maybe Someday

Maybe Someday - Colleen Hoover Och Colleen! Zapowiadało się niewinnie, banalnie, prosto... Tym razem nie wpadłam po uszy, nie zakochałam się w tej historii od początku, a pierwsze podejście nie sprawiło, że chciałam zarwać noc. Może dlatego, że prawie wszystko co działo się na początku, przewałkowano już w książkach wiele razy. Nie jest to jednak moje pierwsze spotkanie z autorką wiec spodziewałam się, że zaraz wybuchnie jakaś bomba i zmiecie mi z twarzy ten lajtowy uśmiech. I rzeczywiście „im dalej w las ...”, z każdą kartką robiło się ciekawiej. A najlepsze było to, że za diabła nie wiedziałam, w którą stronę to w danym momencie zmierza i jaką drogą autorka dojdzie do ostatecznego celu. Balansowałam więc razem z bohaterami na granicy uśmiechu i łez. Rozbawiły mnie babskie rozmowy po pijaku, rozumiałam niejednokrotną potrzebę „strzelenia focha” i trzaśnięcia drzwiami, wstrzymywałam oddech i mocno trzymałam kciuki by wszyscy wyszli cało z tego bałaganu, ale przede wszystkim podziwiałam szczerość i chęć dialogu, jaką wykazywali bohaterowie. Nie sex napędza to dziwne love story tylko słowa. Uczucia, emocje, pragnienia – to one budują napięcie i targają czytelnikiem na wszystkie strony. Za to wielkie brawa. Musze się jednak do czegoś przyczepić. Po pierwsze: o ile poezja w „Slammed” była oryginalna i podnosiła ogromnie wartość całej książki, o tyle tu piosenki nie robią już na czytelniku takiego wrażenia. Nie ma co ukrywać, że ten pomysł był zabiegiem mocno komercyjnym. Po drugie: brakowało mi strasznie tła opisanej historii, ludzi spoza najbliższego otoczenia, pracy, szkoły, podróży, opisów miasta, czegokolwiek co by mogło dopełnić ten obraz. Jednak czy polecam? Oczywiście :) Mimo, iż nie była to moja ulubiona książka Pani Hoover i nie wszystko mi się podobało, to i tak ruszyła moje serce, i zagwarantowała uczucie euforii połączonej z niespełnieniem, pojawiające się wraz z przeczytaniem ostatniej strony. Uwielbiam ten stan, w którym mam ochotę wyrywać sobie włosy z głowy i krzyczeć „Chcę więcej! A jeśli nie mogę mieć więcej to chce to samo jeszcze raz!” Po to czytam książki :) To właśnie dla takiego uczucia sięgam po kolejną. https://www.youtube.com/watch?v=dSKvTlks148

Arsen. A broken love story

Arsen. A broken love story - Mia Asher Nie lubię takich książek! Nie umiem ich oceniać więc tym razem ilość gwiazdek jest dosyć przypadkowa. Już dawno stwierdziłam, że kompletnym nieporozumieniem jest wydawanie tak dużej ilości książek o żonach szukających nowych wrażeń w łóżkach innych (oczywiście pięknych, bogatych i "świetnie wyposażonych przez naturę" ) mężczyzn. Nagle okazuje się, że mąż nie może dać już kobiecie pełni szczęścia, ale pełnię tę można odnaleźć klęcząc przez innym facetem. No sory.... Nie mam nic przeciwko erotykom lub dużej dawce scen erotycznych w powieściach obyczajowych. Lubię po prostu gdy wszyscy zaangażowani w te sceny są wolnymi ludźmi i nie ranią swoim zachowaniem kogoś, komu obiecywali miłość i szacunek ( nie ważne czy przed ołtarzem czy na zwykłym spacerze). "Arsen" jest książką o zdradzie. Oczywiście jest to ogromne uproszenie gdyż chodzi pewnie też o różne odcienie miłości, o potrzebę akceptacji, o próbę wspólnego przejścia przez bardzo trudne chwile i o poszukiwaniu samej siebie. Ok. Jestem na tak poza tym "drobnym" szczegółem, że bohaterka jest mężatką i jak twierdzi kocha swojego męża :) Wiem, że książka może się spodobać. Mnie jednak, przy tak skonstruowanych bohaterach nie porwała. Nie mogłam nikogo polubić tak do końca, nie miałam komu kibicować :( Tego mi zabrakło.

Królestwo marzeń

Królestwo marzeń - Judith McNaught Jeszcze rok temu na hasło „romans” przed moimi oczami pojawiały się tandetne okładki w tonacji różowo-fioletowej z damą mdlejącą w objęciach „kenowatego” mężczyzny. Nie ciągnęły mnie ani trochę i uważałam, że ich miejsce jest na półkach kobiet, które odchowały już dzieci i teraz czytają dla zabicia czasu po ugotowaniu obiadu. Ok, może trochę to przerysowałam, ale mniej więcej tak to wyglądało. Odszczekuję to wszystko! Chylę czoła i dziękuję losowi, że podkusiło mnie kiedyś, aby sięgnąć po „Whitney, moja miłość” i tym samym poznać inne oblicze tego gatunku. Teraz jednak przyszedł czas na „Królestwo marzeń” i to było chyba nawet jeszcze lepsze. Czytając czułam się tak, jakbym siedziała w mięciutkim fotelu owinięta w ciepły kocyk i popijała herbatkę z porcelanowej filiżanki, nawet gdy akurat siedziałam w kącie i kradnąc wolne chwile, ukrywałam się przed codziennymi obowiązkami. Ależ to było przyjemne! Pokochałam ich wszystkich. Uwielbiam tych „potworów” o miękkich sercach i te „wyszczekane” , uparte osóbki, które z podniesionym czołem stają oko w oko z przeznaczeniem. I chociaż wszystko było z góry do przewidzenia to jednak znowu ( podobnie jak w innych książkach pani J. McNaught ) cała historia miała niesamowicie wyważone proporcje i nie mogłam się od niej oderwać. Akcja rozwija się dosyć szybko, nie musimy czekać i przedzierać się przez długie wstępy aby być świadkiem pierwszej konfrontacji głównych bohaterów. Potem jest odpowiednia ilość słownych i emocjonalnych przepychanek, mająca na celu poznanie przeciwnika oraz siebie samego i potem idealna ilość dramatyzmu, nieporozumień, nienawiści i ostrych słów aby z wypiekami na twarzy i szybszym biciem serca dotrzeć do momentu, w którym „ten osioł się opamięta, zrozumie co stracił, zacznie walczyć i błagać JĄ o przebaczenie”. Ogólnie? Cudowna. Te klimaty przełomu XV i XVIw. podobały mi się jeszcze bardziej. Oczywiście jest to romans więc miejcie świadomość, na co się porywacie, ale jeśli wasza romantyczna cząstka duszy domaga się akurat odrobiny uwagi to sięgajcie śmiało po tę pozycję. Zarwałam noc i żałuję, że to już koniec.

Odlot

Odlot - Jennifer Echols Dziewczyna, która potrafi odpyskować i iść pod prąd. Chłopak, który potrafi zranić lecz potrafi też przeprosić. Marzenia, które pozwalają przetrwać kolejny dzień. Siła i wola walki, które potrafią zachwycić. Oraz: Przyczepa kempingowa, która nie ma nic wspólnego z relaksem. Uprzedzenia, których nie da się bezboleśnie wyplenić. Głupota, która była, jest i będzie. Ale przede wszystkim: Młodość i serce, którego nie da się oszukać. Wartości, które czynią z nas lepszych ludzi. I horyzont, który można przesuwać jeśli się tego pragnie. Weszłam na ten pokład i wcale nie miałam ochoty go opuszczać. To był bardzo przyjemny lot. Przyjemny dwudniowy Odlot :) Zdecydowanie ta historia J. Echols najbardziej przypadła mi do gustu. Jest lekka lecz dopracowana i posiadająca jasny przekaz dla młodego czytelnika. Ma "to coś" - potrafiła mnie wzruszyć i przypomnieć mi, jak to jest, gdy do lotu podrywa się nie tylko samolot, lecz także stado motyli w brzuchu. Szczerze polecam.

Poza czasem

Poza czasem - Alexandra Monir Dawno nie czytałam już nic związanego z podróżami w czasie dlatego z chęcią sięgnęłam po "Poza czasem". Usiadłam sobie wygodnie w kąciku kanapy, kocyk, herbatka i te spawy, i zaczęłam ... Wszystko zapowiadało się naprawdę ciekawie. Pierwsze 100 stron połknęłam w ekspresowym tempie. Potem niestety moje pozytywne nastawienie okazało się niewystarczające by czerpać przyjemność z czytania. Odniosłam wrażenie, że autorka poszła na łatwiznę. Owszem, opisy budynków i miejsc Nowego Jorku na przestrzeni ostatnich 100lat były szczegółowe i ciekawe, ale niestety nie mogę powiedzieć tego samego o kreacji bohaterów oraz o relacjach pomiędzy nimi. W momencie spotkania głównej bohaterki i tajemniczego chłopaka z jej snów, wszystko zaczyna podążać dobrze udeptaną już ścieżką, a w efekcie - działać na niekorzyść całej opowieści. Rozumiem, że nie miała być to książka wybitna lub jakoś niesamowicie oryginalna. Rozumiem, że miała być czytadłem o miłości, która umie pokonywać wszystkie przeszkody, ale jednak można było się trochę bardziej przyłożyć i dopracować chociaż dialogi! Nie twierdzę, że książka jest zła! Ona jest po prostu napisana z myślą o osobach, które nie mają wygórowanych wymagań związanych z lekturą lub dopiero zaczynają odkrywanie tego gatunku. Komu odradzam? Po pierwsze: osobom, które lubią, gdy miłość pomiędzy bohaterami nie wybucha jak noworoczne fajerwerki przy pierwszym kontakcie z zapaloną zapałką, lecz rodzi się powoli z iskier, które powstają przy każdym spotkaniu. Po drugie: osobom, które przeczytały wiele różnych młodzieżowo-paranormalnych historii i oczekują od lektury czegoś oryginalnego. Nawet młodzieżówkę można napisać na wysokim poziomie i dostarczyć czytelnikowi (w każdym wieku) radości z przewracania kolejnych stron. Stwierdziłam , że jestem już za stara na "Poza czasem". Niestety :)

Avoiding Commitment

Avoiding Commitment - K.A. Linde Mnóstwo rzeczy irytowało mnie w tej książce. Wile razy miałam ochotę rzucić nią o ścianę i pewnie bym to zrobiła, gdybym miała książkę w wersji papierowej. Zastanawiałam się, czy autorka specjalnie zakpiła sobie ze mnie, dając główną rolę w tym przedstawieniu takiemu dupkowi i tak naiwnej dziewczynie? Trzeba bowiem przyznać , że Lexi i Jack to duet dosyć specyficzny, potrafiący wyprowadzić czytelnika z równowagi niemal za każdym razem, gdy dojdzie do bezpośredniego spotkania. Uczciwie przyznam, że lektura mnie wymęczyła. Ciekawość, jak skończy się ta szopka, nie pozwoliła mi jednak na odłożenie jej na bok. Czy polecam? Sama nie wiem. Historia dusi się we własnym sosie i w kółko krąży wokół tych samych spraw, ale zakończenie mnie usatysfakcjonowało.

Seduction and Snacks

Seduction and Snacks - Tara Sivec Lekka i bardzo wciągająca historia. Jeśli nie przeszkadza wam, że słowo "vagina" pojawia się w książce jakieś ... 2 miliony razy, to jak najbardziej polecam!!!

Reguły Uległości

Reguły Uległości - Gina L. Maxwell Dzięki Katy Evans i Megan Hart wiem, że z powieści erotycznej można wycisnąć naprawdę sporo. Można zagmatwać przeszłość i psychikę bohaterów, obdarowując ich czymś znacznie więcej niż tylko boskim ciałem. Ba, już wiem, że z powieści erotycznej można też czegoś się nauczyć - i nie mam tu na myśli sztuczek łóżkowych! Niestety nic takiego nie mogę powiedzieć o powieściach ( a właściwie opowieściach) Pani G.L. Maxwell. Jeśli komuś wystarczy Ona - inteligentna prawniczka (chociaż nie znalazłam na to dowodów w tekście) i On - sportowiec, gorący, wielki i przystojny oraz ciepłe, słoneczne Hawaje, jako tło do ich spotkania, to może śmiało sięgać po tę książkę. Ja dzięki tej książce zrozumiałam, że nawet od tego gatunku oczekuję już jednak czegoś więcej niż " - Tak! Chryste, Jackson, tak! Zróbmy to! Szybko! " :)

Niewolnica

Niewolnica - A.M. Chaudière Tak, tak, tak! Mniej więcej tego się spodziewałam po opisie, mniej więcej tego chciałam. Piszę mniej więcej gdyż oczywiście znany był mi tylko ogólny zarys tej historii zawarty w krótkim opisie, nie miałam pojęcia jak zostanie on rozwinięty i nie próbowałam nawet na ten temat spekulować. "Niewolnicę" wzięłam do ręki i po prostu weszłam (właściwie wtargnęłam) do jej świata. Co my tu mamy? Mamy świat w niezbyt dalekiej przyszłości - rok 2052, zmieniony geograficznie, pozbawiony nie tylko istniejących obecnie granic i państw, lecz także obecnego porządku i podziału społecznego. Ten świat podzielili wśród siebie ludzie, magowie próbujący bronić podstawowych ludzkich wartości, Magowie Aszarte, którzy te podstawowe ludzkie wartości mają za nic, wampiry, czarownice i pewnie jeszcze kilka innych "wynalazków", o których obecnie jeszcze nie wiem. Podział oczywiście nie jest sprawiedliwy i nie każdy ma tu te same prawa. Niektórzy nie mają ich wcale. Ok, nie będę się nad tym rozwodzić, gdyż tytuł mówi sam za siebie i chyba nie jest niespodzianką fakt, że główna bohaterka jest ... Niewolnicą :) Skoro akcja toczy się wokół osoby ubezwłasnowolnionej to nie omija też kwestii fizycznego i psychicznego wykorzystania drugiej osoby. Autorka pokazała to jednak w tak umiejętny sposób, iż nie czułam się zgorszona czy przytłoczona losem Ariny. Owszem, byłam wściekła, smutna, rozdarta i niepewna. Podczas wszystkich trudnych momentów kibicowałam jej z całego serca, razem z nią upadałam i podnosiłam się by iść dalej. Arina została jednak wykreowana w bardzo dobry sposób. Od początku dziewczyna emanuje wolą przetrwania, siłą charakteru i honorem, którego nie odebrały jej zaciśnięte na nadgarstkach kajdany. Nie sposób jej nie polubić ( choć pewnie znajdą się i tacy ), nie sposób być obojętnym wobec jej losu, nie sposób zostawić jej zanim nie pozna się tej historii do końca :). Reszta bohaterów została stworzona równie dobrze ( z niewielkim wyjątkiem, o którym wspomnę za chwilę). Są to postacie złożone, nie są jednoznacznie dobre lub złe. Azarel to mężczyzna, którego nienawidzimy, mamy niejednokrotnie ochotę powiesić go na drzewie za … ( sami wiecie za co) i popatrzeć na jego cierpienie, a jednocześnie nie chcemy by stała mu się za duża krzywda gdyż czekamy, aż w końcu ktoś przyłoży mu porządnie i sprawi, że facet przejrzy na oczy i się opamięta. No i jeszcze Severio. Ach Severio, sama nie wiem, co z Tobą począć i co napisać. Druga ważna postać męska została stworzona tak by naprawdę wystawić na ciężką próbę serca czytelniczek :) Gdy ten młodzieniec pojawił się w opowieści, przyćmił wielkiego mrocznego Aszarte! Trudno mi powiedzieć czy na stałe czy nie, gdyż moje serce w tej kwestii nie podjęło jeszcze ostatecznej decyzji :) Walka trwa! Opisy przedstawionego świata i wydarzeń jakie mają w nim miejsce są tak plastyczne, że czytelnik nie ma trudności z wyobrażeniem sobie szczegółów. Mogłam niemalże poczuć ostre skały na pustyni, świst bata i drżenie kobiecej ręki pod dotykiem męskich dłoni. Autorka naprawdę ma talent i bardzo się cieszę, że to dopiero pierwsza część gdyż styl z pewnością ulegnie jeszcze poprawie. Nie rozumiem informacji umieszczonej przy książce iż zawiera ona wątki erotyczne. Czy w dobie wszechobecnych powieści mocno erotycznych, ten zabieg miał na celu zachęcić czy ostrzec potencjalnych czytelników? Sceny erotyczne są lecz naprawdę zostały napisane ze smakiem i autorka nie zgłębiała przy nich szczegółów anatomicznych ludzkiego ciała. Nie są one rażące, nie wysuwają się na pierwszy plan i w miarę rozwoju akcji stają się raczej wyczekiwanym dodatkiem niż codziennością głównej bohaterki :) Uff.. przejdźmy do minusów. Nie ma ich zbyt wiele, nie mogę jednak pominąć tego, co nie przypadło mi do gustu. Nie lubię schematów powielanych w książkach, gdy któryś z bohaterów ( najczęściej bohaterka) trafia do nowej szkoły. W tym przypadku dostaliśmy Akademię Morza Deszczów. Sam okres przybycia na teren Akademii i czas spędzony w domu jednego z magów ok – nie mam uwag, lecz potem … ta typowa zła konkurentka, skupiająca wokół siebie wianuszek próżnych i niezbyt inteligentnych towarzyszek, te spotkania w jadalni, uwielbienie obcych dotąd kolegów okazywane Arinie od samego początku. Zaleciało niestety schematami, których nie lubię i które serwowane już na wszelkie możliwe sposoby, po prostu mi się przejadły. Do tego tu również koledzy i koleżanki nie zostali już tak dobrze opisani, potraktowano ich bez należytej staranności, a ich zachowania przypominają raczej licealistów niż dorosłych ludzi. Jeśli mają być oni przyjaciółmi i obrońcami, zdolnymi oddać za Arinę życie, to można było poświęcić im nieco więcej uwagi. Drugi minus to cena! Szkoda, że książka jest tak droga gdyż to odstraszy wielu zainteresowanych czytelników. Więcej grzechów nie pamiętam. Hmmm … to miała być krótka opinia :) Teraz już więc w skrócie : podobało mi się. Bardzo. Nie żałuję pieniędzy, czasu i nerwów. Postawiłam „Niewolnicy” poprzeczkę dosyć wysoko, gdyż samoistnie nasuwało mi się porównanie z moim ukochanym „Pocałunkiem Kier” i choć ta pozycja okazała się być zupełnie inna i nie aż tak dynamiczna, jak historia Lijanas i Mordana, to jestem usatysfakcjonowana i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Kolejny tom kupię na pewno, a mojej „Niewolnicy” nie oddam nikomu. Półka "Skradły mi noc i serce" mówi sama za siebie. Ocena 8/10 Polecam osobom pełnoletnim!!! Za książkę dziękuję … samej sobie. Nie dostałam jej w prezencie od autorki, wydawnictwa czy portalu internetowego i ta opinia nie jest przez nikogo sponsorowana. Ps tylko do autorki: czy nie można jakoś cudem przywrócić życia pewnej sympatycznej niewiaście, zabitej niezasłużenie w niezbyt ciekawych okolicznościach? Jakieś drugie życie po ugryzieniu przez wampira czy coś ? I jeszcze jedno - jeśli druga część ma mieć podtytuł "Uśmiech losu" to w świetle zakończenia pierwszej części brzmi to jak niezły żart - taki raczej chichot ( lub nawet rechot) losu :) - Czekam z niecierpliwością!